sobota, 6 października 2012

5.Oczy, które najwięcej płakały




Dzień mijał za dniem dość szybko. Zajęcia na uczelni i przygotowanie do nich zajmowało większą część czasu Alice. Wiele młodych kobiet na jej miejscu byłoby tym znużonych. Jednak robienie tego co tak naprawdę lubiła sprawiało jej nie lada przyjemność. Można by nawet zaryzykować stwierdzeniem, że stanowiło to dal niej odskocznię od wszystkiego innego.



Dzisiejszego wieczora Alice szykowała się na babski wieczór, który miała spędzić wraz z Emi. Od pamiętnej imprezy spotykały się stosunkowo często i bardzo się zaprzyjaźniły. Jej relacje z Tomem też były bardzo dobre. Chłopak okazał się być wspaniałym facetem nie tylko do długich rozmów, ale także nawet do niekrępującego milczenia.



Dziewczyna ubrała się dość lekko. Biorąc pod uwagę tę porę roku, w Londynie było zadziwiająco ciepło, choć chłodny wietrzyk mógł doprowadzić jej skórę do gęsiej skórki. Alice odziana w kwiecistą sukienkę sięgającą delikatnie przed kolano, udała się w kierunku sąsiedniego domu.

Nie chciała być niekulturalna więc cicho zastukała w drzwi wejściowe. Dochodziły do niej dość głośne takty muzyki, jednak zignorowała je myśląc, że Emi włączyła ja tak jak zwykle, gdy sprzątała w salonie.

Po chwili jej rozważania zostały przerwane wraz z uchyleniem się drzwi.

- Oh! Kogóż to moje piękne oczy widzą – powiedział szeroko się uśmiechający brunet o ciemniejszej karnacji, którego Alice mogła już poznać na treningu tutejszej drużyny. – Chłopie nie wiedziałem, że znasz takie śliczne dziewczyny! – odezwał się tym razem do Toma, który pojawił się gdzieś w głębi korytarza.

- Alice wchodź, nie zwracaj uwagi na nich – powiedział wyłaniając się bliżej niej.

Tak, fajny babski wieczór się szykuje – pomyślała.

- Błagam cię nie zabij mnie! – błagała Emi do zdziwionej Alice. – Myślałam, że będziemy same a tu przyszła ta cała hołota i zwaliła się nam na głowę. Odbijemy sobie innym razem ok? – spytała przepraszającym wzrokiem.

- Jasne rozumiem, nie ma sprawy. Ale wiesz, to ja chyba w takim razie już pójdę. – zaczęła niepewnie się tłumaczyć.

- Niby gdzie?! Muszę ci jakoś zająć ten wieczór, w końcu zarezerwowałaś go dla mnie.

- Ale na trochę inną okoliczność! Wybacz ale nie mam ochoty siedzieć z dziesiątką facetów i patrzeć jak pija piwo – wiedziała, że może być szczera przy Emi, zdążyła ją już poznać.

- Ej! Chyba o czymś zapomniałaś! Z dziesiątką facetów i swoją przyjaciółką – zaśmiała się.

- Naprawdę to nie jest dobry pomysł. Ja wracam do siebie – kontynuowała.

- Czy ja dobrze słyszę?! – ni stąd ni z owąd pojawił się przy nich Tom. – Zostajesz! Musisz poznać chłopaków! – zachęcał.

- Poznałam ich an treningu – próbowała się jeszcze bronić.

- Ale niedostatecznie dobrze – tym razem wtrącił się Jack, który od dłuższego czasu przysłuchiwał się tej wymianie zdań.

- No dobrze – skapitulowała niechętnie dziewczyna wiedząc, że nie dadzą jej spokoju.

- Choć poznasz resztę, tylko się nie przeraź – zaproponował Jack gorzko się śmiejąc.

- Mam się bać? – szepnęła do chłopaka.

- Z nimi nigdy nic nie wiadomo – odpowiedział tym samym tonem, co nie podniosło jej na duchu.

Po kolei przedstawiał wszystkich z imienia, ponieważ nie było na to czasu podczas jej wizyty na Emirates.



Najgłębiej patrzą te oczy, które najwięcej płakały

Najbardziej kochają serca, które najmocniej cierpiały



Cesc siedział na kanapie pod oknem sącząc powoli swój trunek. Postanowił zachowywać się tak jakby nic się nie miało zmienić w jego życiu. Na razie udawało mu się, nie przybierać tej maski obojętności, z którą zaczął już się oswajać. Starał się żyć z różnymi decyzjami. Tymi na które miał większy wpływ i tymi na które nie mógł nic poradzić.



Żałował, że nie ma więcej czasu. Z jednej strony  chciał zrobić jak najwięcej, jak najlepiej dla siebie, dla innych. Z drugiej strony uważał, że nie ma sensu się trudzić, bo w końcu to wszystko zaraz zniknie i wypuści to wszystko z rąk.



Nie mógł jednak nic poradzić na to, że ciągle wpatrywał się w nowo poznaną dziewczynę. Na początku myślał, że gnębi go poczucie winy, przez to jak zachował się na stadionie. Jednak teraz nie był pewny niczego. Czyżby dawały mu się we znaki skutki uboczne skrywania się za obojętnością? A może on po prostu nie chciał dopuszczać do siebie innych wymówek? Tego nie wiedział, i nawet nie pragnął drążyć tych rozważań.



Alice nie pozostawała mu dłużna. Choć doskonale bawiła się w towarzystwie Jacka, Theo i Nicklasa, co chwila rzucała brunetowi speszone spojrzenie spod swoich długich i kruczoczarnych rzęs. Wywoływało to w nim dziwne uczucie. Wydawać by się mogło, że to taki zwykły kokietujący gest, jednak jemu przypominał o istnieniu niektórych jego organów wewnętrznych, które przyspieszały swojego biegu. Człowieku! Opamiętaj się! Teraz? Dlaczego właśnie teraz?! – bił się z myślami.



Dziewczyna była w świetnym humorze. Naprawdę znalazła dobry kontakt z chłopakami. Najśmieszniejszy z całej trójki był Theo, czyli brunet, który otworzył jej drzwi. Czuła się przy nich bardzo lekko, jednak nie przestawała mieć wrażenia, że kapitan Kanonierów nieustannie się jej przygląda. Zawsze gdy ich spojrzenia się spotykały zawstydzała się. Było to dla niej dziwnie krępujące. Zresztą kto nie ulegałby spojrzeniu tych głęboko czekoladowych oczu, które potrafiły wyrażać wiele emocji ich właściciela. Ale czy emocje te były szczere?



Zrobiło jej się dość duszno. Postanowiła wyjść przez chwilkę pooddychać świeżym powietrzem na tarasie. Gdy do niego dotarła, zauważyła, że musi być już późno, skoro niebo pokrywały już niezliczone ilości gwiazd. Całkiem straciła poczucie czasu podobnie jak jeszcze jedna osoba z tego grona. Gdy zatraciła się w migających punkcikach na niebie, poczuła obecność kogoś jeszcze. Niechętnie oderwała swój wzrok od poprzedniego punktu obserwacji i spojrzała w tęczówki współtowarzysza. Znów ta porażająca głębia, która wręcz ją paraliżowała i pociągała jednocześnie. Panowała cisza, którą Alice postanowiła przerwać. Wykorzystała nagły przypływ odwagi, który mógł za chwilkę ją opuścić.

- Dlaczego ciągle mi się przyglądasz? – spytała nieśmiało spoglądając na swoje dłonie.

Chwilę zajęło mu przetworzenie słów dziewczyny. Nie ukrywał, że nie spodziewał się tego pytanie.

- Zwykłem patrzeć na to co piękne – odpowiedział. Dziewczyna spojrzała na niego nieśmiało jednak on z chłodnym wyrazem twarzy opuścił taras, a po chwili słychać było trzask zamykanych drzwi wejściowych.

Cesc wiedział jedno. W jego głowie kłębiło się multum emocji, pytań i problemów, co wywoływało u niego kolejne bóle głowy, tak powszechne w jego codziennym życiu ostatnimi czasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz