sobota, 17 listopada 2012

9. Mogłem wszystko, lecz mogłem tylko chcieć...





 Minął miesiąc, pewnie ciekawi jesteście co działo się u naszych bohaterów w tym czasie? A no nic szczególnego. Może poza tym, że Robin i Jack nadal dążyli do wygrania zakładu. Oboje pewni swego zwycięstwa nie zamierzali odpuszczać. Choć zaczynali coraz bardziej mieszać Alice w głowie, nadal myślała ona o Fabregasie. Już wcześniej obiecała sobie, że pozna go. Chciała dowiedzieć się o nim jak najwięcej, ale nie od innych. Od niego samego.
Czując nagły przypływ śmiałości chciała z nim jak najszybciej porozmawiać. Pierwszym miejscem, które przyszło jej do głowy było Emirates. Wiedziała, że nawet jeśli go tam nie spotka, to miejsce to przyniesie jej ukojenie. Tak samo jak stadion w jej rodzinnej miejscowości.


Gdy dotarła tam zrozumiała, że los jej sprzyja. Choć deszcz zaczął lać jak z cebra, on tam siedział. Siedział na jednej z trybun z tym swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy. W pewnej chwili chciała się wycofać, jednak przezwyciężyła strach i podeszła do niego.
Usiadła obok niego lecz on wydawał się taki jakby w ogóle jej nie zauważył. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Tak naprawdę, ten jeden organ w jego organizmie - ten który często ludzie posądzają o robienie głupstw dla miłości, ten który posądza się o sprawianie bólu, ten, na którym rany nie tak szybko się zabliźniają - nazywany sercem wyrywał się w kierunku dziewczyny siedzącej obok. Jednak w tym momencie Cesc starał się przezwyciężyć żądzę swojego serca a zacząć kierować się rozumem. Nie chciał jej ranić ani sprawiać bólu, choć wiedział, że tym sposobem zadaje sobie jakby pchnięcia mieczem w swą duszę.
Spojrzał na nią siląc się na obojętność. Ona nawet nie wiedziała ile kosztuje go przybranie tej maski.
- Chciałaś coś? – spytał, przez co Alice zadrżała. Nie wiedziała czy to pod wpływem jego głosu? A może dlatego, że był on tak chłodny i zmroził ją? Czy jednak był to tylko wpływ padającego deszczu, który tylko dodawał mroku tej sytuacji?
- Nie rozumiem! – wykrzyknęła. – Po prostu cię nie rozumiem. Dlaczego jesteś taki? Masz kochających przyjaciół, których ja również poznałam za co dziękuję Bogu. A ty ich odtrącasz! Jack i Robin mówili mi, że to przez twoje rozstanie z dziewczyną. Rozumiem, że pewnie to boli ale minął już rok! A ty nadal z dnia na dzień coraz bardziej zamykasz się w sobie! Nawet ja pomimo tego co spotkało mnie w życiu staram się sobie jakoś z tym poradzić – kontynuowała płacząc. – Zostałam skrzywdzona. Nawet nie wiesz jak to jest budzić się co noc płaczem i przypominać sobie jego parszywy dotyk na mojej skórze. Każdego wieczora nie potrafię zasnąć bojąc się, że znów go zobaczę we śnie. Ale staram się jakoś sobie z tym poradzić. Dlatego nie rozumiem ciebie!
- Nie potrafię zapomnieć z dnia na dzień. Nie jestem w stanie wymazać swoich wspomnień w jednej chwili ... – zaczął.
- ... Bo przecież nie można przestać kochać nieba tylko dla tego, że czasem jest burza – dokończyła Alice.
Nastała chwila ciszy, jednak jedna z tych, które nie są krępujące dla żadnej ze stron.
- Ale dlaczego odsuwasz się od przyjaciół... – wyszeptała.
- Czasem mogą się oni okazać fałszywi, choć w duszy cię kochają to wszelkie układy i układziki przyćmiewają to uczucie, którym cię darzą.





Jakim cudem miał się nie angażować skoro to ona nie odpuszczała? To ona dążyła do zbliżenia się do niego co wcale mu nie przeszkadzało a zarazem najbardziej martwiło. On wiedział, że sobie poradzi, pogodził się już z wieloma rzeczami ale tu nie chodziło tylko o niego. W tej sytuacji w grę wchodziła jeszcze ona. A świadomość, że ona cierpi a na dodatek przez niego nie dała by mu żyć. Po tych rozmyślaniach gorzko się tylko roześmiał. W końcu kogo on chce oszukać. Lada moment czeka go wyjazd. Za długi żeby to coś mogło przetrwać... a może i wieczny? Odpowiedzi na to pytanie nie pozna jeszcze dość długo. Ale kto wie, może czas by zaryzykować? W końcu żyje się raz a czas przecieka nam przez palce... Może czas żeby zaufać? Żeby znaleźć kogoś na dobre i złe? Głównie to złe... Tak bardzo chciał ją chronić i być dla niej bezpiecznym ramieniem. Gdy powiedziała co ją spotkało miał ochotę ruszyć pół Europy żeby znaleźć tego przez którego płakała..  A to co chciał mu zrobić nie nadaje się do czytania przed 22. Ale czy to był zwykły przyjacielski odruch opiekuńczy?  Wiedział, że ona jest wyjątkowa... wiedział to odkąd pierwszy raz ją zobaczył. Co do niej czuł? To nie był zwykły pociąg fizyczny, który czuje mężczyzna do pięknej kobiety jaką niezaprzeczalnie była Alice. To było coś więcej. Coś innego... I to wszystko go nurtowało...

Cesc nigdy nie był osobą, która podejmuje pochopne decyzje czy to na boisku czy w życiu. Choć nie w każdej sytuacji było to najlepszym rozwiązaniem, to wiedział że nie może postępować zbyt szybko. Nie teraz. Nie w jej sytuacji. Nie w jego sytuacji. Jednego był pewny... z tą sprawą musi się przespać.

Leżał w łóżku, w jego głowie kłębiło się tysiące myśli. ''mogłem wszystko, lecza mogłem tylko chcieć'' - powiedział na głos i zaśmiał się ironicznie... Uświadomił samemu sobie jak wielki błąd popełnił. Ostatnie 3 lata dla całego świata futbolu i nie tylko mogły wydawać się jego najlepszym czasem... Jednak jak było naprawdę wiedziała  tylko ona. Powiedziała mu, że nie wiem jak to jest budzić się w środku nocy ze strachem, który przenika każdą komórkę... Jednak czy miała racje? Czy ktokolwiek kto mówił że jest szczęściarzem, wiedział co tak naprawdę znaczą te słowa? Od tylu lat starał się być idealny. Chciał by w końcu go zauważył. Jednak wszystkie próby szły na marne. Nigdy nie był dla niego wystarczająco idealny, nigdy nie miał w nim oparcia. Doszedł na szczyt dzięki niemu, chciał mu pokazać że jest coś wart, jednak on tego nie zauważał. Nie chciał zauważyć. A on... On nadal się starał... Bardziej i bardziej. 






"Come look into my eyes Cause all I need is love Oh how many days"

Pierwsze dźwięki telefonu zaświdrowały Fabregasowi w rozespanej głowie.

- Hmmm? - przywitał rozmówcę

- Wstawaj szkoda dnia! - niczym niezrażony przyjaciel próbował wznowić te resztki entuzjazmu, którym kiedyś tryskał Cesc.

- Chłopie daj mi się nacieszyć tym, że póki co nie widuje cię codziennie ok?

- Eeej! Daj spokój! Wiem przecież, że za mną tęsknisz!

- Taaa...

- Oj tam oj tam... Zaraz ci powiem coś co cię na pewno rozweseli!

- Nie wątpię…

- A więc...

- Nie zaczyna się zdania od "a więc" - brutalnie przerwał mu Fabregas.

- Czy ty raz w życiu możesz wysłuchać mnie do końca?

- Dobra, przepraszam, mów o do chodzi.

- Będziesz wujkiem! Cieszysz się Cesc, cieszysz się?! No powiedz, że się cieszysz noooo!

- Cieszę się, że ty się cieszysz z bycia tatusiem - mimowolnie się uśmiechnął.

- Stary cieszę się ale jestem przerażony... no ale mam nadzieję, że wujaszek nam pomoże co nie? - zaśmiał się.

- Mamusia wam pomoże, a z takiego wujaszka to i tak nie będzie maluch miał pożytku.

- Znowu zaczynasz? Nawet podczas naszej rozmowy mógłbyś choć udawać, że cię to interesuje.

- Przecież interesuje się! Dobra, nie kłóćmy się powiedz lepiej jak tam się czuje przyszła mamusia?

- Najpierw objada się słodyczami a potem narzeka, że przez to co jej zrobiłem będzie gruba i że to moja wina.

- No to masz przerąbane.. ale jak by nie było dziewczyna trochę racji ma...  Trzeba było nie wkładać ekhę rąk gdzie popadnie - zaśmiał się pierwszy raz od dłuższego czasu szczerze.

- Ej, ej! Nie broń jej, sama chciała! - kolejna i nie ostatnia tego ranka salwa śmiechu zagościła w ich uszach.


Uświadomił sobie, że będzie wujkiem. Cieszyło go to ogromnie. Miał nadzieję, że będzie to chłopiec. Z talentem odziedziczonym po wujku i oczywiście o równie urzekającym spojrzeniu jakim operował Fabregas. Jednak najbardziej cieszyło go to, że maleństwo nie będzie musiało starać się o akceptację jednej z najważniejszych osób w życiu każdego człowieka. Wiedział, że jeżeli wybierze drogę podobną do wydeptanej przez niego to będzie szczęśliwy. Dlaczego? Właśnie... Akceptacja, zrozumienie, zaufanie... To wszystko czego potrzebował Fabregas od dzieciństwa, a czego nigdy nie otrzymał. 



~

I znów trochę pomieszania z poplątaniem (:  Wszędzie bobasy więc i u nas na troszkę muszą zagościć  a co! :D Długo trzeba było czekać ale Enka się nie może zebrać bo ma ważną misję do wykonania (: Postaramy się następny dodać wcześniej. Pozdrawiamy gorąco! (:


niedziela, 21 października 2012

8. Powiedz, jeśli umiesz, ile chwil jeszcze zostało nam by składać cały świat, który buduje każdy...

-Jesteeeeem! - Alice krzyknęła od progu domu Robina
-Dziewczyno, chcesz mi psa obudzić?
-Yyyy, nie, Ty nigdy nie byłeś normalny...
-Będziesz mi to wypominać? Już przeprosiłem mamę... a chciała mieć normalne dziecko, a wyszło tylko przystojne i uzdolnione - oboje zaśmiali się i zaczęli bitwę na poduszki.

Po godzinnym pobycie Alice w domu Robina jego dom wyglądał jak po III wojnie światowej.
-I chcesz mi powiedzieć, że to moja wina?
-A kto zaczął mnie okładać - wytknął jej język
-No przepraszam Cie bardzo, ja się tylko broniłam - zaśmiała się kolejny raz tego dnia.
-Nazywaj to jak chcesz, kara musi być.
-Myśl, myśl - wiem, to trudne
-Kolacja?
-Chcesz mnie otruć, tak? - jej brew uniosła się ku górze
-Chce miło spędzić czas - uśmiechnął się zalotnie

Alice zgodziła się na propozycje przyjaciela. Dokładnie o 20 mieli się spotkać po raz kolejny. 


(...)


Kolejny weekend. Kolejna impreza. Z tego co już Alice zdążyła się domyśleć Kanonierzy gdyby mogli imprezowaliby codziennie. Jednak nie wszyscy. Wiedziała, że jeden z nich jeśli już w ogóle pojawi się na imprezie nie wygląda na zachwyconego, a swym zachowaniem tylko dobija kolegów, którzy nie wiedzą o co chodzi. Obiecała sobie, że już nie będzie o nim myśleć jednak to było silniejsze od niej.

Gdy weszła razem z Emi i Tomem do domu Theo od razu ich zobaczyła. Stali w trójkę przy barze i o czymś rozmawiali. Każdy z nich wzbudzał w niej inne uczucia. Uczucia, które były jakże skrajne.

Robin, ten który okazywał jej zainteresowanie dając do zrozumienia, że się mu podoba. Uważała go za fajnego faceta, którego bardzo polubiła. Czuła, że chętnie się z nim zaprzyjaźni.

Jack, ten który działał jak dla niej za szybko. Był świetnym chłopakiem, Dobrze się dogadywali. Czuła, że ją bardzo pociąga, w końcu nikt nie zaprzeczy, chłopak przystojny jest.

I w końcu Cesc. Ten, który w jej głowie pojawiał się najczęściej. Myślała o nim praktycznie cały czas. Był dla niej człowiekiem zagadką, którą nie wiadomo z jakiej przyczyna bardzo chciała rozwiązać. W dodatku obiecała sobie, że kiedyś spróbuje tego dokonać, i sprawdzić czy wtedy pozbędzie się już tego uczucia gdy na niego patrzy.



Impreza się powoli zaczęła rozkręcać, a pewna szatynka siedziała na kanapie popijając kolorowego drinka. Chłopak postanowił to wykorzystać i podejść do niej. Nie rozmawiał z nią cały tydzień choć była na meczu. Teraz musiał ją przeprosić.

- Hej, mogę? – spytał wskazując na wolne obok niej miejsce.

- Jasne – powiedziała a kąciki jej ust lekko drgnęły w górę.

- Wiesz, chciałbym cię przeprosić. Ja nie wiem co mi wtedy odbiło. Naprawdę przepraszam, nie chciałbym żeby ten incydent coś między nami popsuł – mówił skruszony czy tylko takiego udawał?

- Nie ma sprawy, już dawno o tym zapomniałam.

- Super, to co, dasz się skusić na taniec w ramach przeprosin? - uśmiech dziewczyny uznał za zgodę.
 Tej sytuacji a potem ich szaleństwu na parkiecie przyglądał się pewien młody mężczyzna. Stwierdził, że jego kolega jest większym zagrożeniem niż przypuszczał, więc również ruszył w kierunku miejsca do tańca...


 - Dobra chłopaki! Dajcie jej trochę oddechu! Porywam ją na chwilę – Tom wyrwał w końcu Alice, która przetańczyła już 10 kawałków pod rząd, na zmianę z Jackiem i Robinem. 

- Ale masz branie – zaśmiał się do dziewczyny, która regenerowała siły na sofie.

- Aaa tam! Daj spokój. To tylko koledzy.

- Dla ciebie tak – westchnął. – Ale wiesz co, Wilshere to naprawdę fajny facet. Myślę, że pasowalibyście do siebie. Nie chcę cie do niczego zmuszać, zrobisz jak zechcesz to tylko taka delikatna aluzja. Myślę, że nie jest chłopakiem, który mógłby bawić się uczuciami dziewczyny – powiedział do Alice, nie wiedząc nawet jak bardzo się myli. Jednak nie był on wtajemniczony w zakład, i nie podejrzewał o takie posunięcia swych przyjaciół.



Miał zostać w domu... miał się nie wtrącać... miał o niej nie myśleć... Z tych planów pozostało niewiele. Ciągle o niej myślał. Impreza była dla niego katorgą. Chciał z nią porozmawiać, ale wiedział, że nie może... Nie może się przed nią otworzyć. Nie może sprawić by poznała jego wnętrze... Nie chciał by była kolejną osobą która to  wykorzysta... 




Londyn, nocą jest jeszcze piękniejszy, idealny na samotny spacer przy pełni księżyca... Chodziła wąskimi uliczkami... Nieustannie analizowała słowa Jacka ''And I know, you better let somebody love you or find yourself, on your own''
(I wiem, lepiej pozwól komuś siebie kochać lub odnajdź siebie na własną rękę)
Bała się... Bała się kolejny raz zaufać... Była do niego tak cholernie podobna... Może... Może to właśnie On był osobą, którą spotkała przypadkiem, a tak naprawdę czekała na niego przez całe życie...? Na to pytanie jeszcze przez długi czas nie otrzyma żadnej odpowiedzi...
Być może nowe miasto, nowi ludzie, nowe doświadczenia, nowy On... Być może wszystkie te czynniki zmienią życie Alice... Odkryją jej największą tajemnice, udowodnią, że ziemia jest tylko przelotnym momentem, krótkim przystankiem do stacji wieczne szczęście...
A co z nim... Czeka na odpowiedź... Odpowiedź, która zmieni jego podejście do życia...

Godzina 3 w nocy, Cesc nadal nie wie co ze sobą zrobić... Siedzi na balkonie swojego mieszkania, spogląda na gwiazdy... Otacza go tylko cisza, którą przerywa szeptem



''Powiedz, jeśli umiesz,
ile chwil jeszcze zostało nam
by składać cały świat, 
który buduje każdy...'' 



~
Także  tak... Chyba trzeba powiedzieć witamy ponownie ! (:Sporo czasu minęło od ostatniego postu (03.02), wtedy jeszcze a onecie...Jednak to opowiadanie jest dla nas tak ważne, że nie potrafimy go nie skończyć... chcemy i wiemy,  że musimy..
Przepraszamy za jakość dzisiejszej notki ale połowa powstała jeszcze te kilka miesięcy temu, ale od teraz ruszamy i mamy nadzieje, ze z Waszym wsparciem uda nam sie dotrzeć  do końca tej historii.  Dziekujemy za te miłe słowa a zwłaszcza ja Vi, dziękuję, ze jeszcze o mnie pamietacie dziewczyny (:
Pozdrawiamy serdecznie i do napisania  (:


sobota, 6 października 2012

7. Przestań myśleć o łatwej ucieczce


Nadeszła sobota. Upragniony weekend, na który zawsze czekali studenci. Alice wychodząc z uczelni spotkała Emi, która studiowała tu fotografię.

- Hej Alice. Ohhh w końcu wolne. Myślałam, że umrę na ostatnim wykładzie – pożaliła się koleżance? Hmm czy można było je nazwać przyjaciółkami? Często spotykały się, rozmawiały o wszystkim. Prawie, o fragmentach z jej przeszłości wiedział tylko Tom, gdy pewnego wieczora znalazł ją płaczącą za domem. Wtedy nie czuła niczego, nawet wstydu. Chciała to w końcu z siebie wyrzucić i zrobiła to, a Tom okazał się najodpowiedniejsza osoba do tego. Najpierw ją wysłuchał, przytulił, oznajmił swoje zdanie a na koniec pocieszył. Tom z całą pewnością był jej przyjacielem, a z Emily była na bardzo dobrej drodze do zawiązania tej więzi.

- Tak, no i w końcu wyszło słońce. A nie tylko śnieg i śnieg – delikatnie zaśmiała się Alice co ostatnio przychodziło jej coraz łatwiej.







Chłopak szedł ulicą. Raczej nie myślał racjonalnie. Wiadomo, że u facetów ego przewyższa mózg, i w tym wypadku męska duma by nie przegrać zakładu, który oczywiście był sprawą „życia i śmierci”.

Podszedł do dębowych drzwi i zapukał w nie. Po chwili ujrzał tą zielonooką dziewczynę, do której przyszedł.

- O Jack! Nie spodziewałam się ciebie tutaj.

- Byłem u Toma ale go nie ma – skłamał. – I pomyślałem, że szkoda by było nie wykorzystać jednego z nielicznych słonecznych dni w tym mieście o te porze roku. Wybrałabyś się ze mną na spacer? – uśmiechnął się tak słodko ukazując delikatne wgłębiania na policzkach, które przez mróz pokryły się purpurą.

- Oh, jasne. Tylko muszę się cieplej ubrać, zaczekasz? – spytała delikatnie się uśmiechając.

- Na ciebie zawsze, w końcu nie chcę żebyś się rozchorowała.

- Fajnie, zaczekaj dwie minutki – powiedziała i pobiegła na górę.

Taaak, ja już znam te „dwie minutki” w wykonaniu kobiet – pomyślał. Jednak jakże wielkie było jego zdziwienie gdy po niecałych dwóch minutach Alice stała już w progu gotowa do wyjścia. Ona musi być wyjątkowa – przemknęło mu przez myśl jednak zaraz myśli o celu w jakim tu przyszedł zagoniły poprzednie rozmyślania w najciemniejszy róg jego świadomości.




- Naprawdę? – po raz kolejny podczas tej przechadzki dziewczyna wybuchnęła śmiechem z kolejnej historii jej współtowarzysza. – A myślałam, że Polacy mają mocną głowę!

- To prawda, ale nikt nie ujdzie bez szwanku po imprezie u Arshavina, nawet Wojtek. Zimno ci? – spytał zauważając gdy po raz kolejny zatrzęsła się, tym razem na pewno nie ze śmiechu.

- Troszkę – powiedziała cicho.

- Chodź do wujka Jacka! – podszedł do niej i objął ją ramieniem. – Będzie nam cieplej – powiedział widząc jej minę.

Dalsza droga minęła im również na przyjemnych rozmowach. Nawet nie zauważyli gdy byli już pod domem Alice.

Gdy Alice odwróciła się by pożegnać z chłopakiem, przestrzeń między nimi była niebezpiecznie mała. Chłopak będący jak w amoku pod wpływem jej urody próbował pocałować jej zapewne już zmarznięte i spierzchnięte wargi, które nawet teraz miały kolor delikatnie wyblakłych malin. Alice jednak ku jego zaskoczeniu odsunęła się od niego szepcząc krótkie „do zobaczenia” i znikając za drzwiami.

Jednak nie będzie tak łatwo jak przypuszczał – ta myśl zaczęła się kłębić po jego głowie.




Siedziała w fotelu czytając jeden z magazynów o modzie. Właśnie w tej chwili żałowała, że nie została w tamtym miejscu... Być może wtedy spełniłaby jedno ze swoich dziecięcych marzeń. Jednak teraz jest tutaj, w Londynie, nie może myśleć o tym co by było gdyby. Nie może mieć do siebie pretensji o to tak jest. W tamtej chwili było to jedyne wyjście z sytuacji. Londyn... miasto, które tak wiele zmieni w jej życiu. W głowie nadal miała chłopaka o którym nie potrafi zapomnieć nawet na chwilę. To właśnie on jest jednym z powodów dla których nie chce tam wracać. Nie teraz. Nie w momencie kiedy wszystko może się ułożyć. Gdyby tylko wiedziała o tym co wydarzy się w ciągu najbliższych miesięcy...

Przeniosła się na parapet a po policzku spłynęła pojedyncza łza... - ''Alice, weź się w garść'' - powiedziała sama do siebie i wyrzuciła z głowy zbędne myśli.




-Cześć piękna, co dziś robisz? - w słuchawce usłyszała głos Robina

-W sumie jestem zajęta, coś się stało?

-Nie no... jak tak to nic...

-Jak już dzwonisz to powiedz, może będę mogła jakoś pomóc

-U mnie za 15 minut? - dziewczyna potwierdziła i rozłączyła się.




6. Prowadź gdzie chcesz, jestem gotów na cokolwiek




Nie rozumiał tego co się z nim dzieje... To dopiero 10 kółko a on już był zmęczony...

Przecież miesiąc temu było inaczej. Czuł jak staje się coraz słabszy. Cała ta sytuacja odbijała się nie tylko na jego psychice ale także formie fizycznej. 

Koniec treningu!

Wracajcie do domu i wypoczywajcie przez wieczornym spotkaniem - oznajmił trener, a Cesc ruszył w kierunku szatni, gdzie przebierali się już Kanonierzy. 



- Jack, nie bądź taki pewny siebie - rozpoznał głos Robina

- Popatrz na mnie: jestem piękny, inteligentny, zabawny. Takie dziewczyny jak ona to lubią.

- Może i ładny jesteś, ale to ja jestem młody, posiadam powalające dołki i zjawiskowy

uśmiech - przechwalał się Jack.

- Zobaczymy którego wybierze nasza piękna, zakład? - Robin uniósł brwi ku górze. 

- Co mi szkodzi i tak przegrasz. 

- Zobaczymy, Wilshere - oznajmił Robin i wyszedł z szatni mijając Fabregasa, którego

przy okazji obdarzył cwaniackim uśmieszkiem.  



Fabregas usiadł na ławce w szatni i zaczął się przebierać nie odrywając wzroku od młodszego

kolegi grającego z numerem 19. 



- Dlaczego tak mi się przyglądasz? Coś nie tak? - Wilshere zwrócił się do Kapitana swojej drużyny.

- Nie, nie wszystko okej - Fabregas uśmiechnął się niepewnie po czym zabrał swoją

torbę treningową i wyszedł z pomieszczenia.



Przechadzał się ulicami Londynu. Wiedział, że to jego ostatnie dni w mieście leżącym

nad Tamizą. Nie był pewny swojej decyzji. Miał coraz więcej wątpliwości, jednak postanowił zaryzykować. Miał dosyć fałszywego towarzystwa, którym się otaczał, jednak z drugiej strony nie wyobrażał sobie życia bez Emirates Stadium. Przywiązał się do tego miejsca. Nie był to dla niego zwykły stadion. To tutaj spełniły się jego największe marzenia. To na tym stadionie pokazał co potrafi, ile jest wart. To właśnie Emirates sprawiło, że w tej chwili jest jednym z najlepszych pomocników świata. - Cesc, zastanów się czy aby na pewno tego chcesz - powiedział sam do siebie - Możesz wiele zyskać, ale równie dużo stracić.





W tym samym czasie w małym, piętrowym domku, jedna z sypialni gościła uczącą się Alice. Dziewczyna siedziała na swoim łóżku, zawalona z każdej strony książkami. Ledwo bo ledwo, ale całe szczęście wyrabiała się ze wszystkim. Dzięki temu że całą sobą poświęcała się nauce, nie myślała o dręczącej ją przeszłości. Postanowiła koncentrować się tylko na teraźniejszości. Nie było to jednak takie łatwe.

- Dobry wieczór kochanie – powiedziała do dziewczyny matka przekraczając próg jej pokoju.

- Hej – wyszeptała myśląc, że w końcu raczyła wrócić po pracy do domu.

- Alice! Może tak znalazłabyś sobie kogoś?! – wpadła na „genialny pomysł”.

- Mamo... Daj spokój. Nie jestem na to gotowa.

- Dziecko! Tyle czasu minęło... – zaczęła jednak córka jej przerwała.

- Nie potrafię ruszyć do przodu, tak jak wy wszyscy i udawać, że nic się nie stało! – wykrzyczała i ze łzami w oczach uciekła z domu w kierunku ławki, do której uciekła po pewnej imprezie. Do ławki, przy której poznała „tego chłopaka”. Tego, który tak bardzo ją intrygował i przyciągał do siebie. A może los jego również zaprosi do wspólnej podróży w miejsce, które dla niego też wiele znaczyło...





Od tego telefonu miało zależeć tak wiele. Powinien zrobić to już dawno jednak coś go powstrzymywało. Tym „czymś” było jego nowe życie. Życie tutaj, które czasem było uciążliwe i niezbyt przyjemne, jednak życie, które tak bardzo kochał.

Z ociąganiem wziął telefon w dłoń i wybrał odpowiedni numer.

- Słucham? – usłyszał.

- Witaj – powiedział oficjalnie i bez zbędnych wstępów przeszedł do rzeczy. – Wybrałem – po drugiej stronie nastała długa cisza.

- No?! Wyduś to z siebie – powiedział nieco niezdecydowany męski głos.

- Ty myślisz, że to dla mnie takie łatwe? – spytał oburzony i zdenerwowany, bo nie był pewny swojej decyzji. Niczego nie był pewny.

- OK, przepraszam. Martwię się tak samo jak ty.

- Wracam do domu – powiedział pewnie.

- Czyli jednak Barcelona... myślałeś w ogóle o tych innych propozycjach? Tam byłoby łatwiej o ... – chciał dokończyć jednak Cesc mu przerwał.

- Nie! Daj już spokój! Podjąłem decyzje i jej nie zmienię. Zwłaszcza, że sam mówiłeś, że nie będziesz się wtrącał. Dałeś mi wybór, to wybrałem.

- Dobrze, to ja zacznę wszystko załatwiać – powiedział i się rozłączył.

Cesc jednak ciągle bił się z myślami. Nie dawało mu to spokoju.

5.Oczy, które najwięcej płakały




Dzień mijał za dniem dość szybko. Zajęcia na uczelni i przygotowanie do nich zajmowało większą część czasu Alice. Wiele młodych kobiet na jej miejscu byłoby tym znużonych. Jednak robienie tego co tak naprawdę lubiła sprawiało jej nie lada przyjemność. Można by nawet zaryzykować stwierdzeniem, że stanowiło to dal niej odskocznię od wszystkiego innego.



Dzisiejszego wieczora Alice szykowała się na babski wieczór, który miała spędzić wraz z Emi. Od pamiętnej imprezy spotykały się stosunkowo często i bardzo się zaprzyjaźniły. Jej relacje z Tomem też były bardzo dobre. Chłopak okazał się być wspaniałym facetem nie tylko do długich rozmów, ale także nawet do niekrępującego milczenia.



Dziewczyna ubrała się dość lekko. Biorąc pod uwagę tę porę roku, w Londynie było zadziwiająco ciepło, choć chłodny wietrzyk mógł doprowadzić jej skórę do gęsiej skórki. Alice odziana w kwiecistą sukienkę sięgającą delikatnie przed kolano, udała się w kierunku sąsiedniego domu.

Nie chciała być niekulturalna więc cicho zastukała w drzwi wejściowe. Dochodziły do niej dość głośne takty muzyki, jednak zignorowała je myśląc, że Emi włączyła ja tak jak zwykle, gdy sprzątała w salonie.

Po chwili jej rozważania zostały przerwane wraz z uchyleniem się drzwi.

- Oh! Kogóż to moje piękne oczy widzą – powiedział szeroko się uśmiechający brunet o ciemniejszej karnacji, którego Alice mogła już poznać na treningu tutejszej drużyny. – Chłopie nie wiedziałem, że znasz takie śliczne dziewczyny! – odezwał się tym razem do Toma, który pojawił się gdzieś w głębi korytarza.

- Alice wchodź, nie zwracaj uwagi na nich – powiedział wyłaniając się bliżej niej.

Tak, fajny babski wieczór się szykuje – pomyślała.

- Błagam cię nie zabij mnie! – błagała Emi do zdziwionej Alice. – Myślałam, że będziemy same a tu przyszła ta cała hołota i zwaliła się nam na głowę. Odbijemy sobie innym razem ok? – spytała przepraszającym wzrokiem.

- Jasne rozumiem, nie ma sprawy. Ale wiesz, to ja chyba w takim razie już pójdę. – zaczęła niepewnie się tłumaczyć.

- Niby gdzie?! Muszę ci jakoś zająć ten wieczór, w końcu zarezerwowałaś go dla mnie.

- Ale na trochę inną okoliczność! Wybacz ale nie mam ochoty siedzieć z dziesiątką facetów i patrzeć jak pija piwo – wiedziała, że może być szczera przy Emi, zdążyła ją już poznać.

- Ej! Chyba o czymś zapomniałaś! Z dziesiątką facetów i swoją przyjaciółką – zaśmiała się.

- Naprawdę to nie jest dobry pomysł. Ja wracam do siebie – kontynuowała.

- Czy ja dobrze słyszę?! – ni stąd ni z owąd pojawił się przy nich Tom. – Zostajesz! Musisz poznać chłopaków! – zachęcał.

- Poznałam ich an treningu – próbowała się jeszcze bronić.

- Ale niedostatecznie dobrze – tym razem wtrącił się Jack, który od dłuższego czasu przysłuchiwał się tej wymianie zdań.

- No dobrze – skapitulowała niechętnie dziewczyna wiedząc, że nie dadzą jej spokoju.

- Choć poznasz resztę, tylko się nie przeraź – zaproponował Jack gorzko się śmiejąc.

- Mam się bać? – szepnęła do chłopaka.

- Z nimi nigdy nic nie wiadomo – odpowiedział tym samym tonem, co nie podniosło jej na duchu.

Po kolei przedstawiał wszystkich z imienia, ponieważ nie było na to czasu podczas jej wizyty na Emirates.



Najgłębiej patrzą te oczy, które najwięcej płakały

Najbardziej kochają serca, które najmocniej cierpiały



Cesc siedział na kanapie pod oknem sącząc powoli swój trunek. Postanowił zachowywać się tak jakby nic się nie miało zmienić w jego życiu. Na razie udawało mu się, nie przybierać tej maski obojętności, z którą zaczął już się oswajać. Starał się żyć z różnymi decyzjami. Tymi na które miał większy wpływ i tymi na które nie mógł nic poradzić.



Żałował, że nie ma więcej czasu. Z jednej strony  chciał zrobić jak najwięcej, jak najlepiej dla siebie, dla innych. Z drugiej strony uważał, że nie ma sensu się trudzić, bo w końcu to wszystko zaraz zniknie i wypuści to wszystko z rąk.



Nie mógł jednak nic poradzić na to, że ciągle wpatrywał się w nowo poznaną dziewczynę. Na początku myślał, że gnębi go poczucie winy, przez to jak zachował się na stadionie. Jednak teraz nie był pewny niczego. Czyżby dawały mu się we znaki skutki uboczne skrywania się za obojętnością? A może on po prostu nie chciał dopuszczać do siebie innych wymówek? Tego nie wiedział, i nawet nie pragnął drążyć tych rozważań.



Alice nie pozostawała mu dłużna. Choć doskonale bawiła się w towarzystwie Jacka, Theo i Nicklasa, co chwila rzucała brunetowi speszone spojrzenie spod swoich długich i kruczoczarnych rzęs. Wywoływało to w nim dziwne uczucie. Wydawać by się mogło, że to taki zwykły kokietujący gest, jednak jemu przypominał o istnieniu niektórych jego organów wewnętrznych, które przyspieszały swojego biegu. Człowieku! Opamiętaj się! Teraz? Dlaczego właśnie teraz?! – bił się z myślami.



Dziewczyna była w świetnym humorze. Naprawdę znalazła dobry kontakt z chłopakami. Najśmieszniejszy z całej trójki był Theo, czyli brunet, który otworzył jej drzwi. Czuła się przy nich bardzo lekko, jednak nie przestawała mieć wrażenia, że kapitan Kanonierów nieustannie się jej przygląda. Zawsze gdy ich spojrzenia się spotykały zawstydzała się. Było to dla niej dziwnie krępujące. Zresztą kto nie ulegałby spojrzeniu tych głęboko czekoladowych oczu, które potrafiły wyrażać wiele emocji ich właściciela. Ale czy emocje te były szczere?



Zrobiło jej się dość duszno. Postanowiła wyjść przez chwilkę pooddychać świeżym powietrzem na tarasie. Gdy do niego dotarła, zauważyła, że musi być już późno, skoro niebo pokrywały już niezliczone ilości gwiazd. Całkiem straciła poczucie czasu podobnie jak jeszcze jedna osoba z tego grona. Gdy zatraciła się w migających punkcikach na niebie, poczuła obecność kogoś jeszcze. Niechętnie oderwała swój wzrok od poprzedniego punktu obserwacji i spojrzała w tęczówki współtowarzysza. Znów ta porażająca głębia, która wręcz ją paraliżowała i pociągała jednocześnie. Panowała cisza, którą Alice postanowiła przerwać. Wykorzystała nagły przypływ odwagi, który mógł za chwilkę ją opuścić.

- Dlaczego ciągle mi się przyglądasz? – spytała nieśmiało spoglądając na swoje dłonie.

Chwilę zajęło mu przetworzenie słów dziewczyny. Nie ukrywał, że nie spodziewał się tego pytanie.

- Zwykłem patrzeć na to co piękne – odpowiedział. Dziewczyna spojrzała na niego nieśmiało jednak on z chłodnym wyrazem twarzy opuścił taras, a po chwili słychać było trzask zamykanych drzwi wejściowych.

Cesc wiedział jedno. W jego głowie kłębiło się multum emocji, pytań i problemów, co wywoływało u niego kolejne bóle głowy, tak powszechne w jego codziennym życiu ostatnimi czasy.